Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 21 listopada 2013

Rozdział III - "Decyzja została podjęta"

  Powoli schodziłam na śniadanie. Nie byłam do końca wyspana, ponieważ obudził mnie aromatyczny zapach naleśników. Jednak nie żałowałam cennych godzin leniuchowania, gdyż naleśniki są posiłkiem, dla którego warto zrezygnować z wakacyjnych przyjemności. W sumie to zabawne. Minęły dopiero trzy dni wakacji, a ja już się tak rozleniwiłam. Chociaż muszę przyznać, że pierwszy rok szkoły średniej do najłatwiejszych nie należał. Wszystkim nowicjuszom dało się to we znaki.
-O, wstałaś już - z zamyślenia wyrwał mnie radosny głos mamy.
-Dobry humor? - zapytałam się jej.
-Każdy dzień wolny jest dniem radosnym - zamiast mamy odpowiedziała mi Asuna, która najwidoczniej była bardziej leniwa ode mnie, ponieważ cały czas miała na sobie piżamę.
-Mogłabyś się chociaż ubrać do śniadania - powiedziałam.
-Są wakacje - wyszczerzyła się. Ona i to jej pozytywne myślenie.
  Nie zdążyłam jej odpowiedzieć, ponieważ przed nami pojawiły się dwie przepyszne porcje świeżutkich naleśników.
-Smacznego - powiedziała nam mama.
-Dziękujemy! - krzyknęłyśmy chórkiem.
Razem z Asuną zjadłyśmy wszystko w oka mgnieniu. Kiedy maszerowałam ze swoim talerzem w kierunku zmywarki, usłyszałam dźwięk SMS-a w moim telefonie.
Od: Jessi
Otrzymano: 10:38
"Spotkajmy się o 11:30 w kawiarni "LeCaffe". Opowiem wam o spotkaniu z Michaelem :)"
  No tak! Przecież Jessi miała się z nim spotkać w sobotę. Kompletnie o tym zapomniałam.
  Spojrzałam się na zegarek i natychmiast zaczęłam panikować. Była 10:40. Miałam zdecydowanie za mało czasu. Zresztą nie po raz pierwszy. Dobrze, że przynajmniej ubrana byłam jak człowiek.
-Mamo wychodzę! - oświadczyłam, gdy już byłam w miarę gotowa do wyjścia.
-Gdzie idziesz?
-Wychodzę z dziewczynami.
-Tylko nie wróć za późno. Razem z tatą chcielibyśmy o czymś z tobą porozmawiać.
-Dobrze.
  Wiedziałam, że nie odpuszczą tematu. Na 100% chodzi im o wyjazd. W sumie myślałam o tym w różnych kategoriach. Podzieliłam sobie wszystko na zalety i wady. W moim ogólnym rozrachunku całość nie wypadła źle. Chociaż nie zmieniło to mojego stanowiska w tej sprawie.
  Postanowiłam na razie nie zaprzątać sobie tym głowy. Wyjęłam z kieszeni swoje słuchawki i zaczęłam szukać wśród moich piosenek czegoś odstresowującego. Natrafiłam na opening jednego z moich ulubionych anime. Długo nie wytrzymałam i po chwili, idąc przez ulicę, zaczęłam śpiewać:
"Kowareta sekai no sumikko de
Bokura wa sora wo miageteru"
  Nie zauważyłam nawet, kiedy doszłam do miejsca spotkania. Jednak dobra muzyka robi swoje. W środku czekała już na mnie Jessi.
-Siemanko, a gdzie reszta? - zapytałam.
-Heeeej, zostałaś mi tylko ty - odparła.
-Co się stało, że nie przyjdą?
-Roxana jest umówiona z Jamesem, ponieważ jego mama ma niedługo urodziny i idą jej wybrać prezent.
-Jak słodko - stwierdziłam - A inni?
-Mary i Andie są dzisiaj na zakupach w galerii,a Tomo, jak sama wiesz, nie lubi słuchać naszych miłosnych rozterek.
-Fakt, może i jest homo, ale swatka z niego marna - zaśmiałam się.
-Dokładnie.
-A tak w ogóle wróćmy do głównego wątku. jak randka z Michaelem?
-Ach... - rozmarzyła się - To było takie miłe spotkanie...
-Co masz przez to na myśli? - uśmiechnęłam się na widok wyrazu jej twarzy.
-Tak jak było ustalone spotkaliśmy się w sobotę. Był punktualnie. Zabrał mnie właśnie tutaj do "LeCaffe" i siedzieliśmy przy tamtym stoliku - wskazała miejsce za mną - Oczywiście jak na prawdziwego dżentelmena przystało zamówił coś dla mnie i dla siebie oraz powiedział, że on dzisiaj za wszystko płaci.
-Widzę, że szczegółowo wszystko zapamiętałaś, hehe.
-No a jakżeby inaczej - uśmiechnęła się - To przecież nasza pierwsza randka. Ale wracając do tematu. Gdy już przyniesiono nam zamówienie, Michael zamiast zacząć jeść, cały czas był wpatrzony we mnie.
-Jak romantycznie! - wymsknęło mi się, mimo iż nie należę do osób wrażliwych na takie rzeczy.
-Nie przerywaj mi - powiedziała cicho Jessi.
-Okey, okey - uspokoiłam się - Kontynuuj.
-Na czym skończyłam? A! Już pamiętam. Michael patrzył się na mnie i patrzył, aż w końcu, speszona, zapytałam się o co chodzi. I wiesz co odpowiedział? - moja przyjaciółka była wyraźnie podekscytowana.
-No dawaj!
-Że moja twarz jest tak piękna, że bez końca się w niej zatracił, a moje oczy są tak głębokie, że się w nich topi - Jessi się zarumieniła.
-Rzeczywiście z niego romantyk - stwierdziłam.
-A potem złapał moją rękę, która leżała na stoliku i puścił ją dopiero pod moim domem. Na koniec jeszcze, jak dżentelmen, pocałował mnie w rękę i życzył dobrej nocy. Od tamtej pory cały czas ze sobą piszemy i dzwonimy do siebie. Niedługo znów mamy gdzieś razem wyskoczyć. Myślisz, że coś z tego będzie?
-Jessi, ależ oczywiście! Na bank wkrótce poprosi cię o chodzenie - zapewniłam ją.
-Mam nadzieję - odparła.
-To może na rozluźnienie myśli skoczymy na mały shopping - zaproponowałam
-Nie musisz mnie do tego zachęcać - Jessi promieniała.
  Wiedziałam, że zakupy poprawią jej humor. To była jedna z jej ulubionych rozrywek
  Od razu wyruszyłyśmy na podbój pobliskich sklepów. W "East" nie mogłam się zdecydować co kupić. W końcu wybrałam szarą bluzkę z odkrytymi plecami oraz krótkie granatowe spodenki. Jessi zrobiła o wiele większe zakupy. Ja niestety w ostatnim okresie nie byłam zbyt oszczędna.
  Z każdym kolejnym sklepem nasze portfele coraz bardziej się kurczyły. W końcu postanowiłyśmy odpocząć.
-Ach, to była męcząca wyprawa - powiedziała Jessi.
-Zdecydowanie - przyznałam jej rację - A tak w ogóle, to która jest godzina?
-Według mojego zegarka jest 15:16.
-Już tyle tu łazimy?
-Najwyraźniej.
-Nie spodziewałam się, że zmajaczyłyśmy na to tyle czasu. Przepraszam, ale muszę wracać do domu. Rodzice mają zamiar odbyć ze mną "rozmowę".
-Domyślasz się może na jaki temat? - zapytała zainteresowana tematem Jessi.
-Tak, zapewne chodzi im o udział w tym projekcie. Będą próbowali mnie do tego przekonać - odpowiedziałam.
-A myślałaś chociaż trochę o tym, aby pojechać?
-Rozważałam naprawdę wiele możliwości, ale to nie jest wcale takie proste.
-Rozumiem. Jednak spróbuj się do tego odnieść choć troszkę przychylniej.
-Spróbuję. A teraz już na serio spadam. Pa!
-Powodzenia z rodzicami. Pa! - krzyknęła Jessi.
- A tobie z Michaelem - odpowiedziałam jej.
  Powoli zmierzałam w stronę swojego domu. Wolę być wcześniej i mieć to z głowy. I co ja im niby powiem? Przecież wyraźnie powiedziałam, że nie jadę. Nie widzę w tym problemu.
-Wróciłam! - moje słowa natychmiast rozeszły się po domu.
-Dobrze, chodź do salonu - dobiegł mnie głos mamy.
  Już czuję ten poważny ton. Muszę się ogarnąć i podać im rzeczowe argumenty. Od czego by tu zacząć...
-Chcielibyśmy, abyś posłuchała co mamy do powiedzenia. Razem z mamą wiemy, że nie możemy podjąć tak ważnej decyzji za ciebie, ale przynajmniej pragniemy wyrazić naszą opinię jako twoi rodzice. A więc wysłuchasz nas? - tata wyjechał z przemową.
-W porządku. Mówcie.
  Pierwsza przekonywać mnie zaczęła mama.
-Shizuko, pewnie ciężko cię będzie przekonać. pani dyrektor już z nami rozmawiała. To był dla ciebie pewnego rodzaju szok...
-Jaki szok? Po prostu nie mam ochoty wlec się za morze, żeby mieszkać z bandą idiotów i chodzić do jakiejś porytej szkółki!
-Ale nie unoś się - kontynuowała mama - Tak jak mówiłam, to musi być straszne. A na dodatek wszyscy cię tam wysyłają, mówią ci co masz robić, wywierają na tobie presję. Z nami będzie inaczej.
-Jasne - prychnęłam.
-Może przejdziesz do konkretów Lizie? - wtrącił się tata.
-Dobrze. Zacznę od tego, że to dla ciebie niepowtarzalna szansa. Projekt jest całkowicie za darmo, a przecież możesz wylecieć do Francji. Spotkasz też nowych przyjaciół, doświadczysz wielu nowych rzeczy...
-Może i spotkam nowych znajomych, ale przez to stracę starych! - wybuchłam.
  Już dalej nie mogłam tego słuchać. Łzy momentalnie zaczęły lecieć po mojej twarzy. Po prostu nie chciałam zostawiać mojego życia tutaj, w tyle. Nie potrafiłam. Tak bardzo nienawidzę zmian.
-Shizuka... - moi rodzice byli w szoku.
-Dajcie mi wszyscy święty spokój! - uciekłam do swojego pokoju. Zamknęłam się i pozwoliłam ulecieć emocjom.
  Nie wiem ile tak leżałam, użalając się nad sobą. Kiedy w końcu trochę się uspokoiłam i postanowiłam wszystko jeszcze raz przemyśleć, ktoś zapukał do drzwi.
-Shiz to my... Możemy wejść? - usłyszałam głos Mary.
-Co? - zdołałam wydusić tylko tyle.
-Uznamy to za pozwolenie - Tomo wpadł do mnie jak burza.
-A teraz Shizuko Evelyn Yuuki będziesz się spowiadać - Roxana była pełna energii.
-Zaraz. O co chodzi? Co wy tu robicie? Czy przypadkiem nie byliście zajęci? - byłam zdezorientowana.
-To raczej ty się wytłumacz! - teraz mówiła Jessi.
-Dlaczego nam nic nie powiedziałaś? - Andie też się dołączyła.
-Ale o czym wam niby miałam powiedzieć?
-O tym, że boisz się, że jeżeli wyjedziesz to nas stracisz...
-Czyżby to sprawka mojej mamy? - wkurzyłam się.
-To jest nieistotne! Ważniejsze jest to, że masz jakieś dziwne lęki. Czy ty do reszty zwariowałaś? ZAWSZE BĘDZIEMY PRZYJACIÓŁMI, rozumiesz? - wykrzyknęła Roxana.
-Wy... - teraz to już ryczałam na dobre, a przecież nie jestem osobą, która łatwo się wzrusza.
-No już, już. Naprawdę myślałaś, że przez to stracisz stare życie? - uspokajała mnie Jessi.
-GŁU-PEK - Tomo się uśmiechnął. Najwyraźniej próbował poprawić mi humor. W sumie troszkę mu się to udało, bo delikatny uśmiech zagościł na mojej twarzy.
-Jesteście kochani - zrobiłam ze wszystkimi zbiorowy uścisk - Dziękuję wam. I wiecie co?
-Co? - wszyscy byli wyraźnie zainteresowani.
-Jadę - moja odpowiedź zaskoczyła nawet mnie. Teraz tylko pozostaje uzbroić się w cierpliwość i czekać co przyniesie mi moja niespodziewana decyzja. Jednak nie jest to moja mocna strona. Ale szczerze, kogo jest?
                                                                                   
                                                                                            Pozdrawiam Was Gorąco
                                                                                                                                Shiz

------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Tam tara taaaaaaam!!!!!!!!!! I w końcu po tylu męczarniach jest nowy rozdział xD Przepraszam najmocniej tych, którzy czekali, a jednocześnie dziękuję Wam, bo to Wy motywujecie mnie do dalszego pisania <3 Wiem, że rozdziały miały być bardziej regularnie (lol xD), ale nie chcę robić niczego na przymus. Jednak tym razem się postaram! Naprawdę, a w razie czego to mnie troszkę przypiłujcie :D
------------------------------------------------------------------------------------------------------------                                                                                                                  



sobota, 9 listopada 2013

Rozdział II - "Szok i początek problemów"

Sala gimnastyczna była już prawie całkiem wypełniona. Wszędzie widoczne były schludne, biało-czarne stroje. Oczywiście były wyjątki, jak na przykład jakiś trzecioklasista w hawajskich spodenkach i luźnym t-shirt(-cie). Jednak bez względu na strój, wszyscy czekali na wyjaśnienia odnośnie tajemniczego projektu.
  Siedziałam pomiędzy Tomo, który słuchał jakiegoś rockowego kawałka na słuchawkach, a Roxaną, która co chwila sprawdzała wyświetlacz telefonu.
-O co chodzi? - zapytałam ją szeptem.
-Jestem umówiona w centrum z Jamesem za godzinę. Jeżeli tak to będzie dalej wyglądało to się spóźnię! - odpowiedziała mi dużo głośniej.
-Spokojnie, juz po rozdaniu nagród za najlepsze średnie. Jeszcze tylko dyrka pogada trochę o tym projekcie, wychowawczyni rozda nam świadectwa i spadamy stąd. Zdążysz bez problemu.
-Ach, mam nadzieję - powiedziała wyraźnie zestresowana.
  Po około dziesięciu minutach do mikrofonu podeszła pani dyrektor. Rozejrzała się po całej sali i zaczęla wyjaśnienia.
- Przepraszam, że musieliście czekać, ale miałam do załatwienia kilka ważnych spraw. Natomiast, jeżeli chodzi o istotę projektu to śpieszę z wyjaśnieniami. Otóż przedsięwzięcie to nosi nazwę "International School" i ma związek w wymianami międzyszkolnymi. Jednak nie jest to przeprowadzane na takiej podstawie jak normalne zamiany uczniów. Jest to organizowane na o wiele szerszą skalę, ponieważ jak sama nazwa wskazuje, jest to projekt międzynarodowy. - po sali przebiegł szmer ożywionych dyskusji oraz dreszczyk ekscytacji - Ale moi kochani, proszę o spokój, gdyż chciałabym kontynuować. Proszę o ciszę! A więc wracając do tematu, całość koordynować będzie szkoła Słodki Amoris, która jest pomysłodawcą projektu. To również tam wyślemy szczęśliwego wybrańca z naszej szkoły, który zostanie wylosowany w loterii. Ona bądź on pojedzie na cały rok do Francji razem z czterema osobami z innych szkól w naszym obrębie.
-Ha! To oczywiste, że ja powinnam pojechać. Tylko ja jestem na tyle elegancka i wyrafinowana, aby przebywać we Francji.
  Tylko nie ta krowa! Wszędzie poznam ten szyderczy śmiech. To Megan, która rozsiadła się za nami razem ze swoją świtą.
-I co się gapisz Shizuka? W końcu zobaczyłaś, gdzie leży najszczersze piękno? Czy w końcu zdałaś sobie sprawę z tego jaka jesteś beznadziejna?
-Po pierwsze, na pewno nie na ciebie, po drugie, kup sobie lustro, a po trzecie, ja przynajmniej nie mam dupy jak maciora w ciąży.
-Ty... - nie dokończyła, gdyż nagle wszyscy zaczęli bić brawa. O, pewnie wybrali tego nieszczęśnika, który przez rok w jakiejś zaszczurzonej Francji będzie mieszkał pod jednym dachem z czwórką obcych nieogarów.
-Shiz, no idź tam! - krzyczała mi do Roxana.
-Halo, ziemia do Shizuki - wtórował jej Tomo.
-Że co? To niby o-ona  m-ma - pani "milutka" prawie się dusiła.
-Ale o co wam wszystkim chodzi? - zapytałam zdezorientowana.
-Shizuka Evelyn Yuuki proszona na środek sali - zahuczał głos pani dyrektor przez mikrofon.
  Wstałam i zmierzałam powoli w stronę pudełka, na którym był napis LOSOWANIE. O nie! To chyba nie może być...
-Gratulacje Shizuko! Jestem szczęśliwa, że to akurat na ciebie padło. Jestem również pewna, że nie zawiedziesz naszej szkoły.
-Słucham? - to było jedyne co zdołałam wykrztusić.
  Dyrektorka nie zwracając uwagi na moje pytanie, kontynuowała.
-Teraz wystarczy tylko załatwić sprawy formalne oraz zawiadomić twoich rodziców. Na szczęście byli oni po stronie osób, które przychylnie odniosły się do całokształtu projektu.
-Ale ja nie znam francuskiego! - próbowałam się ratować.
-Ach, no tak. Zapomniałam o tym powiedzieć. To jest szkoła angielsko-języczna, więc nie musisz się tym martwić.
-Ale...
-Możecie się rozejść do swoich klas, a tobie Shizuko jeszcze raz serdecznie gratuluję i mam nadzieję, że sprostasz temu zadaniu. ty też już możesz iść.
  Wyszłam z sali gimnastycznej jak najszybciej i natychmiast wpadłam na Jessi i Roxanę.
-Gratulacje! - krzyknęły chórkiem.
-Od nas też - nagle pojawiły się Andy i Mary.
-No i przede wszystkim ode mnie - dołączył się Tomo.
-Wy chyba na głowy upadliście! Idę to zaraz odwołać. Nie ma się z czego cieszyć - powiedziałam zdenerwowana.
Co ty gadasz? - próbowała mnie przekonać Andie - Masz okazje na najprawdopodobniej całkowicie darmowy, całoroczny pobyt we Francji! I ty masz zamiar naprawdę z tego zrezygnować?
-Ona ma rację - potwierdzili wszyscy inni.
-Nie, nie i jeszcze raz nie! Zastanówcie się i postawcie na moim miejscu. Jadę na w ogóle inny kontynent, a tak w zasadzie to lecę, do całkowicie nieznanego mi kraju. Na dodatek nie znam tamtejszego języka i zwyczajów. A poza tym będę tam z czwórką obcych ludzi, którzy mogą się okazać totalnymi debilami! Po prostu świetnie. Spełnienie moich marzeń.
-Przecież szkoła jest angielsko-języczna - stwierdzila Jessi.
-A jak będę chciała kupić bułki?
-Chyba raczej bagietki! - Tomo wybuchł śmiechem.
-Dobre, dobre - Mary również zaczęła się śmiać.
-Przestańcie, ja tutaj w furię wpadam, a wy sobie śmiechy urządzacie!
-Już w porządku. Jest okey - próbowała mnie uspokoić Roxana.
-Nie jest! - krzyknęłam.
-Nie żebym się wtrącał, albo coś, ale Shakira już pewnie świadectwa rozdaje - przerwał nam Tomo, który już opanował swój atak śmiechu.
-O kurde! Rzeczywiście - zdenerwowała się Andie.
-Szybko, chodźcie - poganiała nas Roxana.
-Chwila! Czy mógłby ktoś odebrać za mnie śiwadectwo? Idę wyjaśnić to nieporozumienie.
-Czy ty kompletnie...
  Nie usłyszałam do końca kazania Roxany, ponieważ byłam już w połowie drogi do szkolnego sekretariatu. O nie, nie zostawię tak tego.
-Och, panna Yuuki. Wybierasz się gdzieś Francusko?
-Tak, razem z moim niewidzialnym psem idziemy ci zostawić prezent na wycieraczce, Megan.
-Próbujemy tylko wyjaśnić z tobą to niefortunne losowanie - odpowiedziała mi jedna z jej "fanek".
-Sama próbuję to naprawić, więc możecie juz sobie iść. Ja nie potrzebuję żadnego Słodkiego Amorisa, żeby się dowartościować tak jak niektórzy - mówiąc to spojrzałam się Megan prosto w oczy.
-Pff... I tak się tam nie nadajesz.
  Uff... Nareszcie sobie poszły. Jedyny plus tego spotkania jest taki, że mogłam się na kimś wyżyć. Ale ulga.
-Przepraszam - otwaorzyłam drzwi do sekretariatu.
-O, to ty Shizuko. Cieszę się, że przyszłaś. Pani dyrektor już na ciebie czeka - powiedziała pani Lotte, nasza 60-letnia sekretarka.
-Dziękuję.
  Przeszłam parę kroków dalej i zapukałam do drzwi pokoju dyrekcji.
-Proszę.
-Dzień dobry pani dyrektor. Ja w sprawie tego wyjazdu.
-Jeżeli o to chodzi, to już powiadomiłam twoich rodziców. Tak, jak się spodziewałam, uznali, że to dla ciebie wielka szansa, i że dzięki temu nabierzesz trochę życiowego doświadczenia.
-Proszę pani, jest tylko jeden mały problem.
-O co chodzi?
-Ja nie chcę tam jechać! - krzyknęłam.
  Brawo! Pewnie Shiz, nie ma to jak wrzeszczeć na dyrkę.
-Rozumiem twoje wzburzenie. Może to być spowodowane strachem przed wyjazdem oraz przed utratą kontaktu z przyjaciółmi z tutejszej szkoły. Jednak pamiętaj, że za rok tu wracasz, a gdy ukończysz szkołę będziesz miała specjalny wpis na świadectwie. Taka okazja już się nie powtórzy.
-Mimo wszystko nigdzie się nie wybieram.
-Pani dyrektor! Telefon do pani. Dzwoni jakiś rodzic ze skargą - krzyknęła z drugiego pokoju pani Lotte.
-Dziękuję ci Lotte. Za chwilkę odbiorę.
-To może ja już sobie póję - powiedziałam i zaczęłam się kierować w stronę wyjścia.
-Poczekaj jeszcze momencik i posłuchaj mnie uważnie. Wakacje dopiero się rozpoczęły. Do pierwszego dzwonka jeszcze daleko, a więc masz czas, aby się nad tym zastanowić. Jednak nie podejmij decyzji w ostatniej chwili, ponieważ my też musimy załatwić wszystkie formalność. Prześpij się z tym, porozmawiaj z rodzicami o swoich obawach, a przede wszystkim sama pomyśl nad tym. A teraz cię przeprasz, ponieważ mam zdenerwowanego rodzica na linii.
  Jak najszybciej opuściłam pokój dyrekcji i udałam się w stronę wyjścia, gdzie czekali już na mnie wszyscy oprócz Roxy. Pewnie była już na spotkaniu z Jamesem.
-To sobie pogadałyście - powiedziała Jessi.
-Był alkohol i tak wyszło - Tomo zaczął się śmiać.
-Co dzisiaj się z tobą dzieje? Ciągle rzucasz jakimiś sucharami - skomentowała Andie.
-Mam dobry humor - wyszczerzył się.
-A tak w ogóle jak poszło? - zapytała się Mary.
-Kazała mi to dogłębnie przemyśleć tak w skrócie mówiąc - powiedziałam.
-No i ma rację. Taka okazja zdarza się raz w życiu. A tak w ogóle to trzymaj swoje świadectwo - zdenerwowała się Andie.
-Dzięki, ale widzę, że wy nadal nic nie rozumiecie - odparłam zrezygnowana.
-Tak, wiemy, wiemy. Bułki i te sprawy - Tomo znowu wybuchł śmiechem, a my wszyscy dziwnie się na niego spojrzeliśmy.
-No co? Śmiech to zdrowie - powiedzial.
-Gdyby wszystko bylo takie proste... - westchnęłam.
  A może naprawdę powinnam to wszystko przemyśleć na spokojnie? Ech, na razie nie mam ochoty się nad tym rozwodzić. Może wy macie jakiś pomysł?
                                                                                                                     
                                                                                                                    Buziaki
                                                                                                                            Shiz

------------------------------------------------------------------------------------------------------------
 Heeeeeej :) Trochę czasu minęło od ostatniego rozdziału, ale miałam małą blokadę twórczą. Teraz postaram się dodawać systematyczniej, ale nie wiem jak to wyjdzie. A więc do następnego :D
------------------------------------------------------------------------------------------------------------