Łączna liczba wyświetleń

środa, 12 lutego 2014

Rozdział V - "Spotkanie po latach"

NOTKA: W tym rozdziale pojawi się tekst japońskiej piosenki, której tłumaczenie umieszczę na końcu. Kiedy dotrzecie do tego momentu zapoznajcie się z nim, ponieważ później możecie nie zrozumieć o co chodziło Shiz. Dziękuję za uwagę :)
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
-To naprawdę ty? .
 Blondyn podszedł do mnie i z miną pełną szczęścia oraz zdziwienia, zamknął mnie w uścisku.
-Tak bardzo tęskniłem - wyszeptał mi we włosy.
-Ja też - byłam w szoku.
 To naprawdę Joshua. Stał tutaj, był ze mną. Tak mi go brakowało. Po tym jak się wyprowadził, nie widzieliśmy się całe pięć lat. Wprawdzie pisaliśmy do siebie, ale po jakimś czasie kontakt się urwał. Byliśmy w końcu jeszcze dziećmi. Traktowałam go jak członka rodziny. Był dla mnie kimś bardzo ważnym. Praktycznie wychowywaliśmy się razem. Zawsze mnie bronił i bawił się ze mną, gdy byłam smutna. Cieszę się, że prawie nic się nie zmienił. Nadal był tym czułym, opiekuńczym chłopcem, który był dla mnie jak brat. Muszę natomiast przyznać, że urósł. I wyprzystojniał. Jednak to, co lubiłam w nim najbardziej, zostało. Jego rozwichrzone, blond włosy.
-Urosło ci co nie co Shiz - Joshua wypuścił mnie i uśmiechnął się szelmowsko.
-Haha, bardzo śmieszne - odparłam i pokazałam mu język.
-Widzę, że komuś się tutaj riposta wyostrzyła - powiedział.
-Widzę, że kogoś się coraz bardziej żarty trzymają - szturchnęłam go w ramię.
-Za to mnie uwielbiasz - no tak, zapomniałam dodać, że uwielbia się ze mną przekomarzać.
-Możliwe - oboje zaczęliśmy się śmiać.
-Ooo, a co tam chowasz? - blondyn z ciekawością patrzył na zawartość mojej torby.
-Tutaj akurat płyty.
-Mogę zajrzeć.
-Jasne.
-MUCC, Nu'Est, Girls Generation, Yousei Teikoku, On/Off, Maiko Fujita... Nic się nie zmieniłaś. Japonia, czyż nie? - szeroko się uśmiechnął.
-Japonia i Korea mądralo - droczyłam się z nim.
-Szczegół.
 Powygłupialiśmy się jeszcze trochę. Zdaliśmy relację z naszych lat rozłąki. Nie zauważyliśmy nawet, że już jest po 17:00.
-Późno już - powiedziałam.
-Nie przesadzajmy - Joshua był pełen energii.
-Zapomniałeś już chyba, że ja dopiero co przyleciałam.
-Mam pomysł. Zróbmy razem podwieczorek. To cię na pewno rozrusza.
-Ech, najwyraźniej nie mam nic do gadania.
 Zeszliśmy do kuchni. Joshua szukał w lodówce przydatnych składników, a ja starałam się znaleźć inne użyteczne przedmioty.
-Zrobimy naleśniki - oznajmił chłopak i spojrzał w moją stronę.
-Nie mów, że ty... - byłam zdziwiona.
-Tak! Jak mógłbym zapomnieć o tym, że je uwielbiasz? - najwyraźniej był zadowolony. Zresztą ja też. To wspaniałe, że zapamiętał nawet taką błahostkę.
-W takim razie ty zajmij się ciastem, a ja będę smażyć.
-Tak jest szefowo! - odpowiedział ochoczo i zajął się swoją pracą.
-Tak w ogóle, to kiedy przyleciałeś?
-Wczoraj. Myślałem, że ktoś już tu będzie, ale wylądowałem sam. Jak zwykle się ze wszystkim śpieszę.
-Hehe, to prawda. Cieszę się, że w końcu się spotkaliśmy. Chociaż sądzę, że to trochę niesamowite. W końcu z tylu ludzi w naszych szkołach to akurat my zostaliśmy wybrani.
-Nazwijmy to przeznaczeniem - Joshua wydawał się szczęśliwy.
-Niech ci będzie - odparłam.
-Teraz moja kolej na zadawanie pytań. A więc, jak ci się tutaj podoba? Podejrzewam, że najbardziej jesteś zachwycona pokojem.
-I nie mylisz się. Jednak wszystko inne również wywarło na mnie piorunujące wrażenie. Nikt mi nie powiedział o takich bajerach.
-Moja pierwsza reakcja była niemal identyczna.
-Dobra, gotowe - powiedziałam z uśmiechem na twarzy. Co jak co, ale naleśniki to ja potrafię robić.
 Wraz z Joshuą przenieśliśmy się do stołu. Trzeba przyznać, że nawet talerze były tu najwyższej jakości.
-A więc smacznego - powiedział blondyn.
-Smacznego - odpowiedziałam.
 Po skończonym podwieczorku oznajmiłam, że idę odpocząć. Byłam padnięta. Chłopak już dłużej mnie nie zatrzymywał i powiedział, że wpadnie później.
 Kiedy tylko znalazłam się w swoim pokoju od razu puściłam sobie playlistę moich ulubionych piosenek i opadłam na łóżko. Zamknęłam oczy i wsłuchiwałam się w poszczególne słowa.
 "[...]Dare ka ga kimi no koto usotsuki to yonde
  Kokoro nai gotoba de kizutsuke otoshite mi
Sekai no kimi no koto wo shinjiotomo setsuni
Ikaranai kaneru wo kaze seatta shintemo
      Watashi wa kimi dake no mikata ni nareru yo[...]"*
-To prawda - pomyślałam - Joshua zawsze wierzył tylko mi, był ze mną, bronił mnie. To zdecydowanie jeden z najcenniejszych przyjaciół jakich mam. Żałuję, że tyle lat się z nim nie widziałam. Mam wręcz wyrzuty sumienia, ponieważ szczerze mówiąc prawie o nim zapomniałam.
 Zagłębiając się coraz bardziej w tekst piosenki, nawet nie zauważyłam, kiedy zasnęłam. Obudziłam się dopiero nad ranem. Zauważyłam, że przykrył mnie kocem oraz wyłączył muzykę.  To na pewno Joshua. Jest taki troskliwy. Postanowiłam wziąć szybki prysznic i zrobić śniadanie w ramach podziękowań. Kiedy się w końcu ogarnęłam w znakomitym humorze zeszłam do kuchni.
-Już wstałaś śpiochu? - usłyszałam wesoły głos.
-Nie mów mi, że robisz śniadanie... - byłam załamana.
-Oczywiście, że tak - odparł mi zadowolony blondyn.
-A miałam taki dobry plan...
-Jaki?
-Chciałam coś przyrządzić, żeby ci podziękować za wczoraj.
-Nie trzeba. Przecież wiesz, że i bez tego bym to zrobił - uśmiechnął się.
-Właśnie w tym problem. Nigdy nie wiem jak ci się odwdzięczyć - całkowicie straciłam cały zapał na dzisiejszy dzień.
-Ale ja wiem. Chodź ze mną zwiedzić miasto. Już wczoraj miałam ochotę to zrobić, ale uznałem, że samemu to nie to samo.
-Jasne. To kiedy wychodzimy?
-Najpierw zjedz, a potem o tym pomyślimy.
 Po "przyswojeniu" paru naprawdę dobrych kanapek, postanowiliśmy wyjść od razu. Pobiegłam tylko szybko na górę, żeby zabrać do torebki najważniejsze rzeczy. Zauważyłam, że mam dwa nieodebrane połączenia od rodziców, Muszę do niech zadzwonić jak tylko wrócę. na pewno się martwią.
-Jestem gotowa - krzyknęłam schodząc.
-No to idziemy.
 Pogoda była dziś przepiękna. Postanowiliśmy nie używać autobusów ani niczego w tym stylu. W sumie to i tak nie znaliśmy francuskiego. Szliśmy sobie spokojnym spacerkiem. Muszę przyznać iż Loire to cudowne miasto. Znajduje się tu niewiele zabytków, jednak to tylko dodaje mu uroku. Kierowaliśmy się do centrum, przynajmniej tak twierdziły znaki. Zaczynało mi się tu coraz bardziej podobać.
-Spójrz, Shiz! Budka z lodami. Chodź. Ja stawiam - Joshua pociągnął mnie za sobą - To co bierzesz?
-Naprawdę nie musisz... - czułam się zawstydzona.
-Przestań! Możesz wybrać jedną gałkę. Nie krępuj się.
-W takim razie wezmę jabłko...
-Dwa razy po jednej gałce o smaku jabłkowym proszę.
 Chwilę później spacerowaliśmy po parku zajadając się lodami.
-Miałam ci się odwdzięczyć, a tymczasem ty jeszcze za mnie płacisz, super - powiedziałam zażenowana.
-To, że tu ze mną przyszłaś wystarczająco mnie usatysfakcjonowało - poczochrał mnie po włosach.
-Ech, nigdy z tobą nie wygram.
-I tej zasady się trzymaj.
 Czas płynął nam naprawdę szybko. Mieliśmy się już zbierać, gdy nagle podszedł do nas chłopak w czerwonych włosach.
-Ej, wy! Nie widzieliście może dużego, ciemnobrązowego psa? Miał obrożę z ćwiekami i plakietkę i imieniem Demon.
-Nie, sorry - odpowiedział mu Joshua.
-@#%^& - z ust czerwonowłosego poleciało soczyste przekleństwo.
-Kastiel, znalazłem go - powiedział ze stoickim spokojem kolorowooki chłopak w jakimś staromodnym ubraniu - Złapała go jakaś dziewczynka i nie chciała mi go oddać. Trochę mi zajęło wytłumaczenie jej sytuacji.
-Dzięki Lys. Już myślałem, że go nie znajdziemy. A ty co odwalasz? Wiesz jak się o ciebie martwiłem kundlu ?- rock'owiec wrzeszczał na psa, ale w jego oczach było widać ulgę.
-Przeprasza, gdzie moje maniery. Nazywam się Lysander Corse. Bardzo mi miło - dziwnie ubrany chłopak podszedł do mnie i ucałował moją dłoń. Z Joshuą wymienił uścisk ręki - Skoro już po wszystkim to będziemy się zbierać. Dowidzenia.
-Cześć - odpowiedziałam chórem z przyjacielem.
-Dziwny koleś - powiedziałam kiedy odeszli.
-Ten drugi nie lepszy. Jak można mieć czerwone włosy? - blondyn był poirytowany.
-Ech, w każdym bądź razie my też powinniśmy już wracać.
 Pół godziny później byliśmy już w domu. Coś mi jednak nie pasowało. Zauważyłam, że Joshua również wyglądał na zaniepokojonego.
-Gdzie wy byliście?! Martwiłam się o was - z salonu wybiegła przestraszona Julia.
-Byliśmy na mieście. Chcieliśmy się trochę rozejrzeć. Nie mówiłaś, że wpadniesz - chłopak się zdziwił.
-W sumie racja. To miała być niespodzianka. Przywiozłam wam nowych współlokatorów. Teraz jest już was komplet. Chłopcy chodźcie tutaj.
 Do holu weszło trzech chłopaków mniej więcej w naszym wieku. Jeden szczególnie zwrócił moją uwagę. Miał różowe włosy. Rozumiecie to? RÓŻOWE!
-Mam nadzieję, że sobie poradzicie. Ja już muszę zmykać. Ach, Shizuko, mam dla ciebie złe wieści. Będziesz musiała z nimi wytrzymać, ponieważ jakimś dziwnym trafem do projektu nie została wylosowana żadna inna dziewczyna. Nie martw się jednak, będę cię wspierać - mówiąc to Julia puściła do mnie oczko i wyszła.
-Co?! - pomyślałam sobie - Kogo oni chcą ze mnie zrobić? Siedemnastolatka sama z trzema chłopakami pod jednym dachem. No po prostu świetnie!
-Siema! Ale się złożyło. Niezła akcja - z zamyślenia wyrwał mnie głos Joshua.
-Racja stary! Jednak ja tam wcale nie narzekam - odpowiedział mu najwyższy z nowo przybyłych.
-Dobra, chcę wam kogoś przedstawić. To Shiz, moja przyjaciółka jeszcze z czasów dzieciństwa. To o niej tyle wam opowiadałem.
-To wy się znacie? - byłam co najmniej zdziwiona.
-Teoretycznie jesteśmy w jednym klubie koszykówki. Trzymamy się razem, ale mniejsza z tym. Teraz przedstawię ci chłopaków. Ten najniższy w glanach to Mike. - Joshua sprytnie zmienił temat.
-Naprawdę grasz w kosza? - zdezorientował mnie jego wzrost.
-Tak, a nawet więcej. Jest kapitanem! - zamiast Mike'a odpowiedział mi Joshua.
-Och, przepraszam... - miałam nadzieję, że nie byłam czerwona jak burak.
-Spoko, ludzie często się mylą - odparł "malutki".
-No to lećmy dalej. Ten w różowych włosach to Dave, ale wołamy na niego Sweetie. Pewnie już się domyślasz dlaczego.
-Jesteście okropni Josh! Obgadywać mnie przy takiej śliczności - obruszył się Dave.
-Łapy precz od Shiz! - blondyn się zjeżył.
-Spoko, spoko, luzik - w odpowiedzi dostał szturchańca w ramię.
-Ech, nieważnie... Ostatni i zarazem najwyższy jest Jeremie, który uwielbia gotować.
-Serio? Ja jedyne co potrafię zrobić to naleśniki...
-To nie takie trudne. Mam wiele książek na ten temat, gdybyś chciała się podszkolić.
-Dzięki, byłoby super!
 Siedzieliśmy tak jeszcze przez dłuższy czas i staraliśmy się poznać coraz lepiej. Dowiedziałam się, że Dave ma kolekcję kucyków Pony... Ja muszę to zobaczyć! Zapowiada się naprawdę ciekawy rok. A Wy co o tym sądzicie?
                                                                                                                     Tulę cieplutko,
                                                                                                                                      Shiz
*"[...]Nawet, jeśli ktoś nazwie Cię kłamcą
    I spróbuje zranić słowami
    Nawet, jeśli świat usiłuje
    Przyodziać Ci koronę z cierni
    Nie usiłując w Ciebie wierzyć
    Mogę wziąć Twoją stronę, tylko Twoją[...]"
          -Guilty Crown, OP 1 (tłumaczenie - AnimeShinden)
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Tym razem rozdział zdecydowanie szybciej niż poprzedni xD Mam nadzieję, że tak już zostanie :)
Jeżeli ktoś chciałby dowiedzieć się co robię w przerwach między rozdziałami zapraszam na mojego aska, tam możecie się dowiadywać wszystkiego na bieżąco --------------------> http://ask.fm/TheShizOff
Do następnego ^^
                                                                                                   

poniedziałek, 3 lutego 2014

Rozdział IV - "Przeprowadzka"

 To był koszmar. Po tym jak oświadczyłam wszystkim, że jadę, sprawy zaczęły mi się wymykać spod kontroli. Rodzice natychmiast powiadomili szkołę i razem z panią dyrektor rozpoczęli całą procedurę, czyli nudną papierkową robotę. Wszystko działo się tak szybko. A najgorsze jest to, że nie miałam dla siebie nawet pięciu minut. Telefon aż się urywał pod nawałem rozmów. Cały czas ktoś dzwonił, a najczęściej bywały to osoby z rodziny lub szkolny sekretariat. Jedynymi osobami, które mnie rozumiały i starały się mnie wyrwać z tego amoku, była moja kochana paczka. Ciężko będzie mi się z nimi rozstać. Na szczęście dowiedziałam się, że co dwa miesiące będę dostawać tydzień wolnego w szkole, aby móc odwiedzić rodzinę. Poza tym mogę także wracać do domu w każdy weekend. Taki układ mi pasuje.
 Tygodnie przeciekały mi przez palce jak woda z kranu. Z każdym kolejnym dniem termin mojego wyjazdu był coraz bliżej, aż w końcu nastał mój ostatni dzień w domu. Byłam wtedy umówiona na grupowy wypad do kina. Tym razem nawet nie zaspałam.a Prawdę mówiąc nie spałam prawie całą noc. To chyba z nerw. Nie miałam nawet ochoty na porządne dobranie do siebie ubrań oraz akcesoriów. Po prostu narzuciłam na siebie pierwsze lepsze ciuchy z brzegu szafy, chwyciłam kanapkę i wyszłam.
 Nie musiałam się śpieszyć, więc szłam lekkim krokiem. Uwielbiam powiew świeżego powietrza. Pogoda była świetna i to od razu poprawiło mi humor.
 Kiedy dotarłam na umówione miejsce spotkania, wszyscy już tam byli. Mieliśmy zamiar obejrzeć "Lovely Complex". Już nie mogłam się doczekać. Poranna frustracja natychmiast minęłam, ponieważ już od dawna miałam ochotę obejrzeć tę produkcję.
-Hejka - przywitałam się ze wszystkimi.
-Siemanko - odpowiedzieli mi chórem.
-To co, idziemy po bilety? - zasugerowałam.
-Już wszystko jest załatwione - Roxana dziwnie się uśmiechnęła.
-Tomo załatwił dla wszystkich wejściówki - Mary też była jakaś podejrzana.
-Wchodzimy? - powiedziała Jessi.
-Niech wam będzie, ale coś mi tu śmierdzi - odparłam.
-To nie ja - niebieskowłosy był jak zwykle w dobrym nastroju.
 Weszliśmy do całkowicie pustej sali kinowej, cały czas śmiejąc się po głupkowatym żarcie Tomo. Byłam zdziwiona, ponieważ film, na który przyszliśmy jest dość nowy oraz całkiem popularny.
-O co tu chodzi? - zapytałam zdezorientowana.
-Siadaj - chłopak jak gdyby nigdy nic posłał mi promienny uśmiech.
 Postanowiłam nie przejmować się tą całą sytuacją i wygodnie rozsiadłam się w fotelu. Kiedy projekcja się rozpoczęła, cierpliwie czekałam aż minął te wszystkie reklamy. To jest najbardziej denerwujące w kinie. Żeby cokolwiek obejrzeć trzeba najpierw przemęczyć się z tymi beznadziejnymi reklamami. 
 Gdy w końcu puścili film, od razu zauważyłam, że coś jest z nim nie tak. Zamiast lektora były napisy, a najlepsze było to, że nie nawiązywały one do filmu. Nagle wszystko stało się jasne. Na kinowym ekranie pojawiły się zdjęcia naszej szóstki. To nie było "Lovely Complex" tylko filmik na pożegnanie. Siedziałam jak wryta i patrzyłam jak jedna fotografia pojawiała się za drugą. Trzeba przyznać, że im bliżej było końca tym gorzej na nich wychodziłam.
-Jak się podobało? - zapytała mnie rozradowana Jessi.
-To...
-Patrzcie! Z wrażenia zaniemówiła - cieszyła się Andie.
-Ale jak wy to... - byłam bardziej niż zaskoczona.
-Wujek Tomo jest bardzo bliskim przyjacielem właściciela tego kina. Po prostu jakimś cudem udało mu się załatwić projekcję tutaj, a my zajęliśmy się resztą - wytłumaczyła mi Mary.
-Po prostu nie wiem co powiedzieć. Strasznie wam dziękuję! - byłam bardzo szczęśliwa.
-Nie ma za co. Przecież od tego tu jesteśmy - powiedziała Roxana.
-A poza tym mamy nadzieję, że będziesz nam wysyłać pocztówki z Francji - Tomo jak zwykle trzymały się żarty.
-Co tylko zechcecie - uśmiechnęłam się.
-Ja już będę powoli zmykać, za godzinę mam randkę z Michaelem - Jessi była wyraźnie zasmucona, że musi już iść, ale dobrze wiem, że od niedawna się z nim spotyka i bardzo jej na tym zależy.
-Szczęściara - stwierdziłam - Ale w sumie ja też już muszę uciekać. Mam jeszcze sporo rzeczy do spakowania, a już jutro wylot.
-Już jutro... - wszyscy westchnęli.
-Przecież będę was odwiedzać.
-Ale to nie to samo - powiedziała Andie.
-To samo, nie to samo... Chcę wam przypomnieć, że to wy mnie namówiliście do tego wyjazdu. Proszę, nie utrudniajcie mi tego jeszcze bardziej.
-Shizuka ma rację, Poza tym będziemy się widywać regularnie, no i... no i... - Tomo się podłamał.
-Ej, ej, STOP! To się zaczyna robić dziwne. Chłopie, co się z tobą dzieje? Już, ogarnij się, bagietki, pocztówki, Francja, haha. Tomo zarzuć sucharem... - też już powoli się rozklejałam.
 Skończyło się na tym, że wszyscy zaczęli płakać, a Jessi odwołała randkę z Michaelem. Nie mogliśmy się rozstać, doszliśmy aż pod same moje drzwi. Jeszcze raz się pożegnaliśmy. Znowu niektórym uciekło parę łez. W końcu znalazłam się w swoim pokoju i mogłam zacząć przygotowania. Kiedy skończyłam było już po 22:00.
-No czas się umyć i do wyra. Trzeba się na jutro porządnie wyspać - powiedziałam sama do siebie.
-A czy przed tym poświęciłabyś mi jeszcze chwilkę? - w drzwiach pojawiła się mama.
-O co chodzi? - zapytałam.
-Pewnie i tak już się domyślasz. Chciałam porozmawiać z tobą o twoim jutrzejszym wyjeździe.
-Coś jest nie tak? - byłam zdezorientowana.
-Po prostu... Chciałam się zapytać, czy jesteś tego naprawdę pewna? Poradzisz sobie?
-Mamo, po pierwsze sama mnie namawiałaś na ten wyjazd, po drugie nigdy niczego w życiu nie można być pewnym, a po trzecie to nie będę tam przecież sama, w końcu mamy tam mieć jakiegoś opiekuna i przede wszystkim nie mam pięciu lat.
-Wiem, ale po prostu strasznie się o ciebie martwię...
-Spokojnie, dam sobie radę. Wrócę szybciej niż myślisz. Tylko błagam cię nie płacz - próbowałam podejść do całej sytuacji optymistycznie.
-Obiecuję, że nie będę płakać, ponieważ nie chcę ci tego utrudniać. To moje postanowienie - smutno się uśmiechnęła.
-Jesteś najlepszą mamą na świecie - przytuliłam ją mocno. Widziałam jak jest jej ciężko.
-A ty córką - odpowiedziała.
 Ranek pamiętam jak przez mgłę. Wszystko działo się w zastraszająco szybkim tempie. Już nie wspomnę o tym, że zaspaliśmy... To chyba rodzinne.
-Shizuka szybciej! Spóźnimy się na lotnisko - krzyczał tata z samego dołu.
 Całe szczęście, że uszykowałam sobie wieczorem ubrania na wylot. Po paru minutach wszyscy już jechaliśmy samochodem, który miał mnie zawieźć ku nowej przyszłości. Mówiąc "wszyscy" mam oczywiście na myśli tatę, mamę, Asunę oraz mnie. Zauważyłam, że atmosfera była trochę dziwna... Taka... Ciężka? Cicha? Spokojna? A może po prostu moja rodzina zbyt mocno brała sobie do serca cały mój wyjazd? Miałam tylko nadzieję, że wszystko będzie dobrze.
 Po około półgodzinnej jeździe w końcu udało nam się dotrzeć na lotnisko. Mój samolot miał wylot za niecałe siedem minut, więc czym prędzej popędziliśmy do wejścia numer cztery. Po raz ostatni pożegnałam się ze wszystkimi... Muszę przyznać, iż ścisnęło mnie coś w gardle, gdy szłam korytarzem, aby na bardzo długi czas zamieszkać w obcym kraju. Z oczu uciekło mi kilka łez... jednak szybko wzięłam się w garść... No przecież nie mogę teraz płakać. Podjęłam decyzję i obiecałam sobie, że nie będę jej żałować.
 Gdy tylko samolot wystartował, natychmiast ułożyłam się do snu. Byłam tym wszystkim zmęczona. Po prostu chciałam odpocząć.
-Przepraszam, proszę pani już jesteśmy na miejscu - ktoś delikatnie szarpał mnie za ramię.
-Co... - byłam jeszcze w świecie snów. Dlaczego budzą mnie zawsze w najlepszym momencie?
-Dolecieliśmy. Proszę wstać i opuścić pokład.
 Powoli otworzyłam oczy. A więc to była stewardessa. Ech, jaka ona jest upierdliwa. W trakcie lotu też mnie budziła i proponowała różne bzdety. Raz przez sen powiedziałam, żeby się ode mnie odwaliła. Jak widać nie poskutkowało. Szybko się podniosłam, zabrałam swoje bagaże i wyszłam.
 Francja powitała mnie szarością, chmurami oraz kropelkami deszczu. Super... Czym prędzej pobiegłam do głównego holu. Powiedziano mi, że powinna tutaj czekać kobieta, która zabierze mnie do nowego domu. Zobaczyłam ją tuż przy wyjściu. Miała gdzieś około czterdziestki, ale muszę przyznać, że nieźle się trzymała. Figurę miała wręcz idealną. Nie to co ja... Mała, płaska, mizerna licealistka. Podeszłam do niej najszybciej jak tylko mogłam.
-Och, ty musisz być Shizuka. Jesteś dokładnie taka jak myślałam, czyli po prostu śliczna. Je m'apelle Julia Violin. Miło mi cię poznać.
-Dziękuję i nawzajem.
-Chodź moja droga. Samochód już czeka na parkingu. W czasie drogi wszystko ci wytłumaczę.
-Dobrze.
 Poszłam za panią Julią. Kiedy wyszłyśmy z lotniska moim oczom ukazał się przepiękny krajobraz. Po deszczu kropelki wody delikatnie zwisały z budynków. Na dodatek wyszło słońce i pojawiła się tęcza. Było cudownie. Z oddali zobaczyłam jak ktoś otwiera drzwi do samochodu. Zaraz... Szofer? To ma być nasze auto?! Byłam w niemałym szoku. Z wrażenia nie zauważyłam krawężnika no i cóż... Gleba...
-Shizuko, nic ci nie jest? - kobieta, za którą szłam zaniepokoiła się.
-Taaak... - odparłam obolała.
-Panienko, ty krwawisz! - szofer zaczął siać panikę.
-To nic takiego, malutkie zadrapanie - uspokajałam go.
-Dobrze, że zawsze mam ze sobą przenośną apteczkę - pani Julia opanowała sytuację. Po chwili na ranie był już naklejony plaster z księżniczkami. Ale obciach, tym bardziej, że miałam półdługie spodnie.
-Dziękuję - powiedziałam.
-Ależ nie ma za co moja droga - odparła moja przewodniczka - Wsiadajmy do auta.
 Podczas drogi Julia - bo tak kazała na siebie mówić, uważała, że słowo "pani" ją postarza - szczegółowo wprowadzała mnie we wszystko.
-Jak już wiesz, będziesz chodzić do angielskojęzycznej szkoły. Natomiast mieszkać będziesz w rezydencji razem z innymi uczniami. Jeden już się zakwaterował. Z pewnością poznasz go jeszcze dzisiaj.
-Jego?
-Tak. Na pewno się polubicie. To bardzo miły chłopak.
-Chłopak?! - byłam zdziwiona
-Dlaczego masz taką stłamszoną minę? Nie martw się. W drzwiach od każdego pokoju są zamki - Julia się zaśmiała.
-Nie o to chodzi...
-Moja droga tylko żartuję. A poza tym na czym to ja skończyłam... Ach, już pamiętam. Co miesiąc każdy z was otrzymywał będzie pewnego rodzaju "kieszonkowe" na drobne wydatki. Poza tym będziecie mieli opłacane wszystkie  rachunki oraz co tydzień będziemy wam dowozić jedzenie. Gotowaniem natomiast musicie zająć się sami. Potrafisz coś przyrządzić, prawda?
-Coś tam umiem...
-Wspaniale. Co do pieniędzy to samo tyczy się szkoły. Wszystko jest opłacane przez nas. Masz może jakieś pytania?
-Póki co nie - odpowiedziałam.
-Cudownie. W takim razie wysiadaj. Jesteśmy na miejscu.
-Słucham? - nawet nie zauważyłam, kiedy dojechaliśmy.
-Jak widzisz w lotniska do rezydencji nie jest zbyt daleko. Drogę znasz, więc jeżeli ci się tu nie spodoba to zawsze możesz zwiać w prosty sposób - Julia zażartowała i puściła do mnie oczko. Odpowiedziałam jej uśmiechem.
-Proszę - szofer otworzył mi drzwi.
-Dziękuję.
-Skoro wszystko już wiesz to nie pozostaje mi nic innego jak powitać cię w nowym domu - koordynatorka projektu wyglądała na zadowoloną.
 Ja natomiast byłam w szoku. To naprawdę była REZYDENCJA. Z przodu pięknie prezentował się taras. Drzwi wykonane były z tak lśniącego tworzywa, że odbijało ono promienie słoneczne. Okna były ogromne. Miałam tylko nadzieję, że w pokojach ustawione są nieco mniejsze.\
-Shizuko chodź. Masz taką minę jakby jakby spadła na ciebie bomba jądrowa - Julii nadal trzymały się żarty.
-Nie, ja... Jestem po prostu zachwycona.
-Wiedziałam, że ci się spodoba. Ale to jeszcze nic. Wejdź do środka.
 Poszłam za Julią. To, co zobaczyłam, było niesamowite. Moim oczom ukazały się szerokie, białe schody, które prowadziły na górę. Po prawej stronie zauważyłam salon, który był utrzymany w jasnych, kremowo - beżowych odcieniach. Po lewej stronie natomiast znajdowała się piękna kuchnia połączona z jadalnią.
-Cudownie... - wyszeptałam.
-Prawda? Wszystko dekorowała profesjonalna firma. Ale to jeszcze nie koniec niespodzianek. Pokażę ci teraz twój pokój.
-Mój pokój?
-Oczywiście. Przecież nie będziesz spała na kanapie.
-No tak... - zawstydziłam się swoją głupią reakcją.
-W takim razie chodźmy na górę. Zaprowadzę cię.
 Kiedy weszłyśmy na drugie piętro natychmiast zauważyłam zmianę. Góra była utrzymana w nieco ciemniejszych barwach niż dół. Nagle Julia zatrzymała się przed jednymi z wielu drzwi.
-To tutaj zapewne będziesz spędzać większość swojego wolnego czasu. Teraz zostawię cię w spokoju, abyś mogła się rozpakować. Potem zdasz mi relację, jak ci się podoba.
-Dziękuję bardzo.
-Ależ nie ma za co, moja droga. Do zobaczenia później - kobieta ulotniła się zanim zdążyłam jej odpowiedzieć.
 Ech... No to czas zobaczyć co tam się kryje. Powoli otworzyłam drzwi. Byłam oszołomiona tym, co zobaczyła po drugiej stronie. Podłoga była zrobiona z tradycyjnego japońskiego drewna. W podobnym stylu były ściany, a poza tym wisiały na nich plakaty z moich ulubionych anime. Na środku stał niski, niewielki stoliczek, a wokół niego leżały poduszki. Po lewo znajdowały się meble, a na nich poustawiane były naczynia z dalekiego wschodu oraz wiele różnorakich pałeczek. Po prawej stronie natomiast stała szafa z przesuwanymi drzwiami, która rozciągała się na szerokość całej ściany. Była nawet ruchoma ścianka, za znajdowało się łóżko oraz narożne biurko. Znalazłam nawet drzewko bonsai. To był mój raj!
 Kiedy już wszystko dokładnie obejrzałam, postanowiłam się rozpakować. Trochę tego miałam, więc chciałam się jak najszybciej uwinąć. Nagle poczułam czyjąś obecność. Podniosłam wzrok znad walizki. Nie mogła uwierzyć własnym oczom.
-Joshua? - zapytałam się chłopaka z rozczochranymi włosami.

                                                                                      Pamiętajcie, że Was uwielbiam
                                                                                                                                  Shiz

------------------------------------------------------------------------------------------------------------
 Po prostu baaaaaaaaardzo przepraszam i proszę o wybaczenie ;*
------------------------------------------------------------------------------------------------------------